Ponizej trochę zdjęć z zeszłoweekendowego fashion week. Byłam, widziałam, zachywycona do końca nie jestem. Mimo, że wdzięczna organizatorom za akredytacje i zadowolona, że odbywa się w rodzinnym mieście. Biała Fabryka miejscem na imprezę na taką skalę i na tyle gości wymarzonym nie jest. Owszem, klimatycznym, ale nieco za małym. Gdybym wiedziała, że po godzinie 18 żeby wejść na jakiś pokaz wymagane są umiejętności łokcioobronne i stalowo-nerwowe, bieganie i przepychanie się trenowałabym wcześniej. A tak, rzucona na pastwę tłumu i ochroniarzy ewidentnie spokrewnionymi ze sławetnym Butterbeanem, zamiast oglądać niektóre pokazy, trwoniłam pieniądze w showroomach i popijałam drinki w viproomie. Nie byłam odosobniona w mojej wieczornej niemożliwości wejścia, mój los podzieliły liczne media, prezydent Łodzi i wiele innych, nie wspominając o posiadaczach fashion pass, którym ochroniarze pierwszego dnia poradzili udać się do domu. Niezależnie od posiadanego przeze mnie identyfikatora - od VISITOR po VIP - aby wieczorem coś zobaczyć, w kolejce trzeba było ustawiać się czterdzieści minut wcześniej. Mimo wszystko cały ten kuriozum tej edycji fashion week wspominam pozytywnie i lekko z niedowierzaniem. Czekam na maj, z nadzieją, że następna impreza ponownie odbędzie się w hali EXPO, z całym szacunkiem dla Białej Fabryki.